wtorek, 19 lutego 2013

Gotowanie wody w plastikowej butelce.


Dzisiaj postanowiłem w końcu coś sensownego dodać na bloga, a więc wyruszyłem w stronę mojego ulubionego miejsca, aby skombinować coś nowego i oczywiście uwiecznić to na blogu. Szybkie rozpalenie  ogniska na poprawienie humoru i rozgrzanie rąk. Woda do picia, butelka, sznurek, nóż i paczka chusteczek. Krótka chwila i już wiem czym się dzisiaj zajmę.



Do niedawna nie wierzyłem to, że można tego dokonać. A jednak. Sztuczka polega na zagotowaniu wody w plastikowej butelce, której temperatura topnienia jest wyższa, od temperatury wrzenia wody. Temperatura topnienia plastikowej butelki PET oscyluje koło 255 - 264° C, a wrzenia wody około 100° C w zależności od ciśnienia zewnętrznego. Więc bez większego problemu można ją zagotować - oczywiście musimy pamiętać o odpowiedniej  temperaturze ognia, aby butelka się nie stopiła.


Wlewamy wodę tak, aby w środku nie pojawił się żaden bąbel powietrzny, mocno zakręcamy i wieszamy na sznurku. Można również gotować wodę poziomo, co skróci czas gotowania.Wodę w butelce gotowałem około 45 minut stopniowo zwiększając powoli temperaturę ognia. Butelka od dołu się barwi na ciemno - żółty kolor od strony zewnętrznej. 



Kiedy zaczyna już pęcznieć korek oraz spód to znak, że już zaraz woda będzie zagotowana. Odczekujemy jeszcze parę minut i możemy butelkę zdjąć z ognia i odkręcić.



Zaraz po zdjęciu wody zauważyłem kolejne zastosowanie tego rozwiązania. Trzymając rozgrzaną butelkę w ręku niemal się poparzyłem. Taka butelka z wodą to niezły ogrzewacz do rąk czy stóp, a w większych rozmiarach można to zastosować jako termos do ogrzewania ciała. Niestety takie gotowanie w plastikowej butelce wiąże się z pewnym niebezpieczeństwem dla zdrowia. Przy gotowaniu wydzielają się związki chemiczne, które wnikają w wodę którą pijemy - co jest bardzo szkodliwe, dlatego tak przegotowaną wodę pijemy tylko w sytuacji awaryjnej.



poniedziałek, 4 lutego 2013

Strzebielino 20.01.2013



Jakiś czas temu stęskniłem się za moją kochaną górą, która mierzy 221 m.n.p.m - i postanowiłem się na nią wybrać, po drodze zaliczyć jeszcze jedną górę ciekawie oznaczoną na mapie i przy okazji pobawić się troszeczkę mapą i nabić troszkę punktów do odznaki PTTK. Moją podróż zacząłem od Strzebielina Morskiego podążając na zachód. Początkowo kierowałem się na południe. Mapa przedstawia planowany marsz, jednak czasami stare mapy kryją dość kłopotliwe niespodzianki - szczególnie zimą. Mapa w skali 1:50000      


Strzebielino to dosyć duża wieś posiadające bardzo duży obszar terenów zalesionych, przepływa tu rzeka Reda oraz Łeba. Bardzo dobrze rozwinięta jest tu również gospodarka leśna. 


Po przejściu krótkiego dystansu miałem zamiar przekroczyć zaznaczony na mapie most i kontynuować wędrówkę. Niestety nie udało mi się przez niego przejść - ponieważ go tam nie było !(niebieskie kółko na mapie) Szkoda, że nie zrobiłem zdjęcia jak wygląda "most" bardzo ciekawe jest to, że na mapach Google droga jest dokładnie oznaczona... w oddali widać Górę Bonanze.


I teraz pojawił się pewien kłopot. Pokonanie tak płytkiej rzeki latem jest wybitnie proste, natomiast problem robi się kiedy trzeba przejść przez nią zimą... Najlepszym rozwiązaniem jest przewalone drzewo na drugi brzeg, grubość drzewa oczywiście musi być odpowiednio gruba. Jednak taki sposób jest nieco niebezpieczny.Tu nie ma miejsca na pomyłkę. Trzeba zabrać ze sobą wszystkie rzeczy jakie mamy ze sobą i przejść z nimi na drugą stronę rzeki tak, aby nie wpaść do wody. Gdyby takie coś nastąpiło to jesteśmy w bardzo kiepskiej sytuacji - jeśli mamy dużo ekwipunku polecam zabrać tyle ile to możliwe i przenosić kursami bagaż. Kolejnym rozwiązaniem jest ściągnięcie spodni i przejście w wodzie - sposób szybszy, ale wiąże się również z pewnym niebezpieczeństwem. Jeśli jest naprawdę bardzo zimno nie polecam tego sposobu. Chyba, że po drugiej stronie czeka na nas ognisko.


Ja wybrałem jednak tą pierwszą opcję i widzę, że nie tylko ja korzystałem tu jako jedyny z działań natury. Jeśli to możliwe dobrze jest odgarnąć sobie jak największą ilość śniegu z drzewa, ponieważ przy powolnym poruszaniu się sposobem jaki opisze poniżej, śnieg roztapia się pomiędzy pachwinami i ubranie robi się mokre. 




Przechodząc przez drzewo zauważyłem że istnieje jeszcze jedna możliwość przekroczenia rzeki, ale jest ona jeszcze bardziej niebezpieczna, ponieważ przechodząc po złamanej gałęzi można się poślizgnąć przez lód pod śniegiem  i skręcić kostkę, już nie wspominając o możliwości zmoczenia się w całości w lodowatej wodzie...Moja opcja była najbardziej bezpieczna ze wszystkich możliwych.   



Przejście przez takie drzewo wydaje się bardzo łatwe natomiast kiedy już na nim jesteśmy - zmieniamy zdanie. Ciężko się poruszać w miarę bezpieczny sposób. Najbezpieczniej usiąść na drzewie jak na koniu i nogi podkurczyć do pośladków zaciskając jednocześnie pień i odpychając się nogami, bo one są silniejsze od rąk a rękoma można ewentualnie sobie pomagać.


Po przekroczeniu rzeki okrążył mnie piękny obraz polskiej zimy, a na horyzoncie widać już wcześniej wspomnianą górę bonanze. Po chwili znalazłem prawie idealne miejsce na spędzenie nocy w lato. 

Postanowiłem zrobić sobie przystanek na odpoczynek, zorientowanie mapy, zaplanowanie dalszej wędrówki, wrzucenie czegoś na ząb i oczywiście napić się ciepłej herbaty.




Po relaksie trzeba było wyruszyć ponownie w trasę i przy okazji chciałem zaczepić się o leśniczówkę po to, aby poprosić o pieczątkę do książeczki PTTK i zapytać o mapy. Jednak pani w środku nie była zbyt uprzejma więc wróciłem z powrotem na trasę kierując się już na mój pierwszy szczyt - Góra Kruszewie (158.2 m n.p.m)  


Jednak po dotarciu na miejsce bardzo się zawiodłem na tym co znalazłem na szczycie. Zastałem betonowy słupek geodezyjny. Gdyby nie zakłócające widok drzewa widok byłby przepiękny, ale kto wie może kiedyś coś tam powstanie.


Niezniechęcając się, wędrowałem dalej w stronę mojego ulubionego punktu widokowego. 


Szlak jakim zmierzałem miał charakter edukacyjny i można było dowiedzieć się kilka fajnych ciekawostek na temat lasu i pobliskich rezerwatów.  


Po drodze spotkałem bardzo ciekawą rzecz, która przywróciła moją uwagę.Poniżej widać sprawkę dzięcioła czarnego, który jest zachęcany do łupania przez zarobaczone drzewo.



Wspinanie opłaciło się, po raz kolejny miałem okazję zobaczyć ten przepiękny krajobraz rozlegający się na kilometry. Myślę, że nie ma sensu opisywać widoku jaki można zobaczyć z 4 - metrowej platformy sięgającej ponad poziom szczytów drzew.





Swoją wędrówkę liczącą około 15 km zakończyłem w pobliskiej wiosce Paraszyno.